Kiedy spostrzegłem się, że istotą która mnie napadła jest właśnie Katarina, niemalże od razu z niej zszedłem i otrzepałem się rzucając jej już po chwili wymowne spojrzenie, którego starała się uniknąć. Gdy uświadomiłem sobie, że i tak niczego mi nie wyjaśni przeniosłem swój wzrok na uciekające stado, które zniknęło gdzieś pomiędzy drzewami gnane w stronę Valley of the Dragons. Nieprzyjazna kraina pełna łuskowatych i cwanych stworzeń, które pochodzą z samych piekieł. Cóż, wychodzi na to, że mym niedoszłym śniadaniem pożywią się te ogromne poczwary... Suczka zdając sobie sprawę z tego co przed chwilą się zdarzyło wstała i idąc w moje ślady otrzepała się z ziemi i nielicznych ździebeł trawy. Staliśmy tak w ciszy obserwując horyzont nabierając płytkie oddechy żeby ta druga osoba nie mogła usłyszeć pierwszej.
- Mówi się trudno... - Mruknąłem oblizując lekko kły z zeschniętej krwi poprzednich ofiar, których truchła leżą teraz gdzieś w lesie i są zapewne pożywieniem dla mniejszych drapieżników. - Tylko, że trudno będzie znaleźć drugie takie stado. No chyba, że lubisz mięso gryfa. - Parsknąłem podkreślając miano tego drażliwego lwopodobnego stworzenia, które również nie przypadło mi do gustu. Walczenie z nim to szaleństwo, bo w starciu niemożliwym jest uniknąć ostrych i powykrzywianych pazurów tej istoty.
Katarina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz