Chamskim byłoby spłoszyć małego zwierza, który wydawał się być przyjazny i niepłochliwy co u motyli jest raczej rzadko spotykane, a ja nie mam z tymi stworzeniami zbyt dobrych wspomnień, bo gdy byliśmy młodzi, znaczy ja i mój dobry przyjaciel, odgryzaliśmy im skrzydła za co zawsze byliśmy karceni przez Mistrza. Ech, poczciwy, stary już Asasyn, który był dla mnie jak ojciec, którego nie miałem. Gdy Katarina podniosła swój łeb wyżej motyl zerwał się nagle i trzepocąc swymi skrzydełkami zaczął odlatywać powodując na pyszczku mej towarzyszki blady uśmiech. Ja zerkałem raz to na nią, a raz to na motyla, który był już ledwie małą kropką na niebie, która coraz bardziej się od nas oddalała. Uśmiechnąłem się pod nosem bez większego powodu, bo kąciki mojego pyska same z siebie lekko się uniosły tworząc taki uśmiech. Suczka spojrzała się na mnie ze zdumieniem, ale ja udawałem, że ją ignoruję czym znowu mogłem dać popis swej arogancji.
- To gdzie teraz? - Spytała jakby z wyimaginowanym zaciekawieniem.
- Może... - Zamyśliłem się, bo szczerze mówiąc nie pamiętałem żadnej angielskiej nazwy naszych terenów. Nie zdążyłem jednak się dobrze namyśleć, bo usłyszałem dźwięk przecinanego powietrza, a już po chwili z zarośli wybiegło jakieś czarne, wydaje się średnie stworzenie, które najwyraźniej się czymś przestraszyło. Na początku zastanawiałem się czy to nie wilk, ale już po chwili stwierdziłem, że tak masywna i odważna istota nie uciekałaby przed byle przeciwnikiem. Katarina się jednak nie zastanawiała i ruszyła w pogoń za nieznanym mi stworzeniem.
Katarina? Brak weny... :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz