czwartek, 19 listopada 2015

Od Ruddocka C.D Katariny

Cirilla przeszła bardzo blisko mnie z swym uwodzicielskim uśmiechem na pyszczku, który lekko mnie zaintrygował, bo aż do tego czasu suczka wstrzymywała się z tak śmiałym gestem jak uśmiech. Ja odwzajemniłem ten gest, ale z mniejszym zaangażowaniem, bo nie wypadało mi flirtować z Alfą, którą miałem za wyniosłą i upartą osobę.
- A więc chcesz zostać Dowódcą Asasynów, hm? - Spytała nadal szczerze rozbawiona tym czego żądam. - Udowodnij, że jesteś tego godzien. - Dodała ciszej, ale ja już po sekundzie przygwoździłem ją do ziemi tak by nie mogła wykonać już żadnego ruchu.
- To panience wystarczy? - Zaśmiałem się przytrzymując ją wdychając zapach jej futra, które pachniało teraz słodko, niczym polana pełna kwiatów.
- Nie wypada atakować bezbronnych suczek. - Odparła z podirytowaniem po czym odepchnęła mnie od siebie tak szybko jak zdążyła to powiedzieć.
- Nie wypada odmawiać również zagubionym wędrowcom. - Złapałem ją za słowo, ale ta w odpowiedzi znów się uśmiechnęła jakby wszystko ją we mnie bawiło.
- Ach, Ruddock... Żeby wszyscy byli tak uparci jak ty. Zgoda, zostań tym asasynem.
- Dowódcą Asasynów. - Poprawiłem ją błyskawicznie, ale ta zmierzyła mnie tylko srogim spojrzeniem jakby nie przyzwyczaiła się do tak dokładnej korekty, ale ja chciałem mieć pewność, że osiągnę swój cel w tej, jakże męczącej rozmowie.
- Niech będzie. - Wypaliła, a by podkreślić swą obojętność machnęła łapą pozwalając mi tym samym wyjść z swej jaskini co było chyba najodpowiedniejszym wyjściem z tej sytuacji, która stała się już napięta.
- A więc, miło było poznać, panno Cirillo.
- Nawzajem, messer Ruddock. - Odpowiedziała z niechęcią po czym ruszyła wgłąb jaskini jakby planowała zrobić to już od początku naszej rozmowy. Jednak gdy chciałem odchodzić zatrzymała mnie głośnym warknięciem po czym wynurzyła się z mroku jaskini wraz z małym woreczkiem w pysku. Rzuciła go mi pod łapy po czym przemówiła:
- Masz! - Nie była to może jakaś długa przemowa, ale to co było w worku w pełni mnie zadowoliło. Skinąłem łbem z wdzięcznością, chwyciłem go w pysk i ruszyłem przed siebie wciąż jednak czując na sobie piorunujące spojrzenie Alfy, która chyba nie miała do mnie zaufania. Myślała pewnie, że ucieknę ze swoją zapłatą... Cóż, byłem zbyt głupi by to zrobić. Nie miałem gdzie się podziać, a każdy pies zwykle okazywał się mym najgorszym wrogiem. Sfora była jeszcze mała. Było w niej ledwie trzech członków, a ja czułem, że nikt nie zawita tu na dłużej niż będzie musiał. Przystanąłem nagle z boku by policzyć swą zapłatę więc położyłem woreczek na ziemi i nosem lekko go uchyliłem by móc zobaczyć masę małych, połyskujących w po południowym słońcu kamieni. A jednak Cirilla jest uczciwa! Coś nowego... Znów pochwyciłem woreczek po czym wszedłem w krzaki by stać się jeszcze bardziej niewidocznym, jak zresztą na asasyna przystało. Stanąłem dopiero wtedy gdy usłyszałem pytanie, które najwyraźniej było kierowane do mnie:
- Ktoś tam jest?
Zacząłem klnąć pod nosem, ale mimo wszystko wystawiłem swój łeb ponad krzaki i wtedy to ujrzałem czarną, wilczą postać, która stała do mnie bokiem przemawiając do krzaków naprzeciw siebie. Wyskoczyłem zgrabnie z krzaków lądując obok wadery, która aż odskoczyła w bok przestraszona tym gwałtownym skokiem. Piękna, wilkopodobna napięła mięśnie jakby szykowała się do ataku chociaż doskonale wiedziała, że nie ma szans z psem silniejszym od siebie. Uśmiechnąłem się w jej stronę szyderczo.
- Kim jesteś? - Spytała dość ostro wracając do poprzedniej postawy przekonana, że jestem kolejnym błaznem, który nie będzie miał odwagi zaatakować suczki. To drugie było akurat prawdą.
- Och, gdzie moje maniery?! Accardi. Ruddock Accardi. - Ukłoniłem się jej w przesadnej grzeczności, która została jednak zignorowana.

Katarina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz