środa, 25 listopada 2015

Od Ruddock'a C.D Katariny

- Imponujące. - Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo kąciki mego pyska drgnęły niespodziewanie jakby liczyły, że po tylu miesiącach znów wykrzywię się w szczerym geście. - Mimo, iż księżyc i słońce nie są niczyimi sługami, trzeba ich czasem dobrze pokierować. - Zaśmiałem się krótko pod nosem, a Katarina również zdobyła się na tak śmiały gest. - Masz rację... Chyba już pora spać. - Dopowiedziałem po dłuższej chwili ciszy chociaż doskonale wiedziałem, że ten dzień się jeszcze dla mnie nie skończył. Musiałem przejść jeszcze parę kilometrów na północ by dojść do morza, gdzie swe tereny mają wilki. Tam czekał na mnie samotny asasyn wraz z moją zapłatą, którą mi przysiągł za ciche zabójstwo w jakim szkoli się każde stworzenie mego pokroju. Odwróciłem się więc na pięcie, skinąłem grzecznie łbem na pożegnanie, a gdy zyskałem odpowiedź ruszyłem z wzrokiem dumnie utkwionym w dal. W przeciwieństwie do swych pobratymców - nie bałem się wilków. Były one niedoświadczona w niektórych sztukach wojennych i nawet ja, samotny morderca, pokonałbym dwa bez większego problemu.

~***~

Krew spływała mi jeszcze z pyska, ale samotny asasyn bał się spytać kto, a raczej co doprowadziło mnie do takiego stanu.
- Witaj bracie. Miło Cię widzieć. - Pozdrowił mnie serdecznie po czym wyszczerzył się w swym nasiąkniętym ironią uśmiechu jakim charakteryzował się każdy, szanujący się asasyn.
- Z wzajemnością, bracie. - Odparłem chociaż z całego serca pragnąłem darować sobie te grzeczności. - Masz to po co tu przyszedłem? - Spytałem z wyimaginowanym zaciekawieniem, ale w odpowiedzi uśmiech mojego towarzysza tylko się powiększył.
- Wpierw wiadomość, bracie. - Podkreślił ostatnie słowo jakby również chciał sobie darować dalsze zwroty grzecznościowe. - Masz dla nas nowego rekruta? - Zaśmiał się chyba wspominając o Katarinie. Rozmawialiśmy o niej już wcześniej, podobnie jak o każdym członku sfory.
- Nie rozśmieszaj mnie. Jeśli w naszej sforze jest chociaż jeden, dobry wojownik to ja jestem Alfą. - Odpowiedziałem szczerze rozbawiony, ale samotnemu asasynowi nie było wcale do śmiechu. Zamiast tego skrzywił się i podrzucił mi pod łapy worek, tak jak zrobiła to wcześniej Cirilla.
- Czekam, Ruddock. Niebawem dołączy do was Vendetto, a wtedy... ech... sam wiesz. - Mruknął, a ja zdębiałem słysząc te imię. Od razu przypomniałem sobie rosłego kundla o szacie złożonej z przeróżnych odcieni brązu. Poczułem jak wali mi serce...
- Nie wierzę, że zrezygnuje z swego wspaniałego życia tylko dla zemsty.
- Cóż, niektórych rzeczy nie przyjdzie nam zrozumieć, drogi bracie. - Odpowiedział jakby z zamyśleniem po czym odwrócił się jakby chciał odchodzić. - A! - Odwrócił się nagle jakby miał mi coś jeszcze do przekazania. - Idź nad rzekę. Nie chcę byś przez tą krew na pysku miał kłopoty. - Dodał już cieplej po czym klepnął mnie przyjaźnie w "ramię" czego się po nim nie spodziewałem.
- Uważaj na wilki! - Krzyknąłem za nim.
- Przecież wiesz, że trzymam się od nich z daleka. Żegnaj!
Tak właśnie samotny asasyn znikł mi z oczu, a ja zaśmiałem się pod nosem. Mało takich jak on! Ja również odwróciłem się i odszedłem bez żadnych popisów czy salt po drodze, bo byłem zbyt zmęczony by zrobić przegląd swych umiejętności. Wciąż jednak w głowie brzmiało mi jedno słowo... Vendetto... Coś przerażającego. Posłuchałem się rady przyjaciela, mówiąc grzecznie brata, ale już po paru minutach leżałem w swojej jaskini przez dłuższy czas wpatrując się bezcelowo w księżyc, który kojarzył się mi z Katariną. Nie myślałem jednak dłużej i bez dalszych wyrzutów sumienia, które męczyły mnie co nocy zasnąłem...

Katarina? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz