- Imponujące. - Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo kąciki mego pyska
drgnęły niespodziewanie jakby liczyły, że po tylu miesiącach znów
wykrzywię się w szczerym geście. - Mimo, iż księżyc i słońce nie są
niczyimi sługami, trzeba ich czasem dobrze pokierować. - Zaśmiałem się
krótko pod nosem, a Katarina również zdobyła się na tak śmiały gest. -
Masz rację... Chyba już pora spać. - Dopowiedziałem po dłuższej chwili
ciszy chociaż doskonale wiedziałem, że ten dzień się jeszcze dla mnie
nie skończył. Musiałem przejść jeszcze parę kilometrów na północ by
dojść do morza, gdzie swe tereny mają wilki. Tam czekał na mnie samotny
asasyn wraz z moją zapłatą, którą mi przysiągł za ciche zabójstwo w
jakim szkoli się każde stworzenie mego pokroju. Odwróciłem się więc na
pięcie, skinąłem grzecznie łbem na pożegnanie, a gdy zyskałem odpowiedź
ruszyłem z wzrokiem dumnie utkwionym w dal. W przeciwieństwie do swych
pobratymców - nie bałem się wilków. Były one niedoświadczona w
niektórych sztukach wojennych i nawet ja, samotny morderca, pokonałbym
dwa bez większego problemu.
~***~
Krew spływała mi jeszcze z pyska, ale samotny asasyn bał się spytać kto, a raczej co doprowadziło mnie do takiego stanu.
- Witaj bracie. Miło Cię widzieć. - Pozdrowił mnie serdecznie po czym
wyszczerzył się w swym nasiąkniętym ironią uśmiechu jakim
charakteryzował się każdy, szanujący się asasyn.
- Z wzajemnością, bracie. - Odparłem chociaż z całego serca pragnąłem
darować sobie te grzeczności. - Masz to po co tu przyszedłem? - Spytałem
z wyimaginowanym zaciekawieniem, ale w odpowiedzi uśmiech mojego
towarzysza tylko się powiększył.
- Wpierw wiadomość, bracie. - Podkreślił ostatnie słowo jakby również
chciał sobie darować dalsze zwroty grzecznościowe. - Masz dla nas nowego
rekruta? - Zaśmiał się chyba wspominając o Katarinie. Rozmawialiśmy o
niej już wcześniej, podobnie jak o każdym członku sfory.
- Nie rozśmieszaj mnie. Jeśli w naszej sforze jest chociaż jeden, dobry
wojownik to ja jestem Alfą. - Odpowiedziałem szczerze rozbawiony, ale
samotnemu asasynowi nie było wcale do śmiechu. Zamiast tego skrzywił się
i podrzucił mi pod łapy worek, tak jak zrobiła to wcześniej Cirilla.
- Czekam, Ruddock. Niebawem dołączy do was Vendetto, a wtedy... ech...
sam wiesz. - Mruknął, a ja zdębiałem słysząc te imię. Od razu
przypomniałem sobie rosłego kundla o szacie złożonej z przeróżnych
odcieni brązu. Poczułem jak wali mi serce...
- Nie wierzę, że zrezygnuje z swego wspaniałego życia tylko dla zemsty.
- Cóż, niektórych rzeczy nie przyjdzie nam zrozumieć, drogi bracie. -
Odpowiedział jakby z zamyśleniem po czym odwrócił się jakby chciał
odchodzić. - A! - Odwrócił się nagle jakby miał mi coś jeszcze do
przekazania. - Idź nad rzekę. Nie chcę byś przez tą krew na pysku miał
kłopoty. - Dodał już cieplej po czym klepnął mnie przyjaźnie w "ramię"
czego się po nim nie spodziewałem.
- Uważaj na wilki! - Krzyknąłem za nim.
- Przecież wiesz, że trzymam się od nich z daleka. Żegnaj!
Tak właśnie samotny asasyn znikł mi z oczu, a ja zaśmiałem się pod
nosem. Mało takich jak on! Ja również odwróciłem się i odszedłem bez
żadnych popisów czy salt po drodze, bo byłem zbyt zmęczony by zrobić
przegląd swych umiejętności. Wciąż jednak w głowie brzmiało mi jedno
słowo... Vendetto... Coś przerażającego. Posłuchałem się rady
przyjaciela, mówiąc grzecznie brata, ale już po paru minutach leżałem w
swojej jaskini przez dłuższy czas wpatrując się bezcelowo w księżyc,
który kojarzył się mi z Katariną. Nie myślałem jednak dłużej i bez
dalszych wyrzutów sumienia, które męczyły mnie co nocy zasnąłem...
Katarina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz