-Roar- wstałam z posłania rozciągając się. Pora ruszyć na poznawanie terenów...tego stada. Zaczęłam moją podróż. Doszłam do Deep Lake i rozłożyłam skrzydła. Przy niewielkiej pomocy zwykłego podstawowego zaklęcia którego używałam do takich celów bez wysiłku uniosłam się do góry. Z radością zaczęłam szybować by nie zmęczyć się zanadto machaniem skrzydłami. Poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej i runęłam w dół...w ostatniej chwili mój organizm wytworzył ostatkiem sił Magiczną Kulę.
-Co za ból! - nakazałam kuli przenieść mnie na suchy ląd i tam zostawić.
~ Przydałby mi się medyk...co się dzieje z moim sercem - po chwili poczułam to samo...zostawiona w tym miejscu na pastwę losu...no wiedziałam,że nie mogę tak zostać. Uniosłam się delikatnie. Moje łapy drżały a skrzydła odmawiały posłuszeństwa. Już nie walczyłam z bólem ale z możliwościami fizycznymi. Zaczęłam bezcelowo ruszać skrzydłami żeby zmniejszyć opór wagi na moje łapy. Mogło to wyglądać zabawnie ale nie miałam wyboru. Po przejściu około 12 m poddałam się... Zasnęłam
Ktoś????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz