czwartek, 3 grudnia 2015

Od Ruddock'a C.D Katariny

W głębi duszy nie liczyłem na jakieś specjalnie udane łowy, ponieważ ostatnio większość stad przemieszcza się w stronę terenów obcej watahy za, którą szczerze nie przepadam... Podobnie jak za wszystkimi, żywymi stworzeniami z, którymi stoczyłem w przeszłości bój. Blizny, które nosiłem jak ordery, mogły tylko zaświadczyć o licznych walkach, które stoczyłem właśnie z wilkami. Katarina dość niepewnie wyrównała do mnie jakby obawiała się, że moja bliższa obecność może zabić. Sam nie mogę temu zaprzeczyć. Po przejściu wąskiej, leśnej drogi doszliśmy w końcu na jakąś rozległą łąkę, która była chyba już jedyną nadzieją... Gdzieś w oddali udało nam się zauważyć majaczące sylwetki rosłego jelenia, który zapewne odłączył się od swego stada lub nie nadążał za nim z powodu niesprawnej, tylnej części swego ciała, którą niemal za sobą ciągnął. Katarina bez większego namysłu ruszyła przed siebie, a zwierz, który w porę ją zauważył zaczął kuśtykać przed siebie, chociaż doskonale wiedział, że niebawem przegra tą walkę. Rzuciłem się za swą towarzyszką z łagodnego pagórka mogąc obserwować jak samica rzuca się na jelenia, który posłusznie upadł na ziemię wierzgając przez parę sekund by spowolnić swoją śmierć. Katarinie udało się jednak uchwycić kłami jego szyi z, której już po chwili wytrysnęła obficie krew. Ja stanąłem z boku przyglądając się całej akcji z chłodną obojętnością, chociaż widok czerwonej cieczy był obrzydliwy, podobnie jak ten stalowy swąd który roztaczała dookoła.

Katarina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz